Forum Prywatne forum WFRP Strona Główna
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Forum Prywatne forum WFRP Strona Główna  Zaloguj  Rejestracja
Leśne sanktuarium;Niebezpieczny ładunek;Niespokojna śmierć

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Prywatne forum WFRP Strona Główna -> Ścieżki Przeklętych
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Anton
Mistrz Zakonny



Dołączył: 05 Paź 2006
Posty: 290
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stary Świat

PostWysłany: Pon 12:58, 01 Gru 2008    Temat postu: Leśne sanktuarium;Niebezpieczny ładunek;Niespokojna śmierć

Drużyna po powrocie z kanałów i wykonaniu zadania, którym było odnalezienie i unicestwienie mordercy ojca Mortena udała się na spoczynek do swoich kwater na posterunku straży miejskiej.
(Jak by kogoś interesowało, to ten morderca, Skaven, nazywał się „Snikikit Czarne Ostrze”)
Nowy członek drużyny, polecony przez komendanta to Gotrin Gommerson. 20-letni Krasnolud, któremu nie rośnie jeszcze broda.

Nad ranem drużyna została zbudzona przez posłańca ze świątyni Ulryka. Ubrali się i ruszyli.
W świątyni, w swojej kwaterze oczekiwał na nich Ojciec Ranulf. Obok niego siedział inny, stary mężczyzna, niewidomy, co było widać po bielmie na oczach. Ranulf przedstawił najpierw siebie a następnie niewidomego kapłana, Ojca Odo. Okazało się, że Ojciec Odo miał wizję:

„Widziałem straszliwe rzeczy. Ciemność do której przywykłem, nagle uniosła się z mych oczu. Znalazłem się w ciemnym, ponurym lesie. Widziałem wielki kamień na niewielkiej polance z kopcem z czaszek. Z kamienia poczęła spływać krew. Z kopca wyszedł człowiek w czarnej zbroi. Na tarczy widniał znak Khorna, boga krwi, na szyi wisiał łańcuch z czarnego żelaza, zwieńczony mosiężnym, rogatym czerepem. Z oczu wisiora bił krwisto czerwony blask. Usłyszałem jej głos, mimo, że nie poruszała szczęką. Chciałem modlić się do Ulryka o siłę, jednak nie mogła wykrztusić ani słowa. Głos brzmiał: „Mówiłem, że będę wolny” Jeszcze teraz czuje obecność tej rzeczy…”
Ojciec Ranulf poprosił bohaterów o odnalezienie przeklętego reliktu chaosu, mosiężnej czaszki. Podejrzewają, że to plugastwo, wysyłało jakiś znak jednemu ze swoich pobratymców, ale Ojciec Odo go przechwycił. Ranulf wierzył, że Ojciec Odo, mimo, że nie widomy, będzie mógł zaprowadzić śmiałków do kamienia.

Drużyna się zgodziła…

Droga trwała 3-4 dni. Część z niej przez gęsty las.
Której nocy, gdy Lorna, Kron oraz Gotrin razem z Ojcem Odo rozbili obóz (a muszę powiedzieć, że zrobili to bardzo dobrze, opisowo i fabularnie, co jest największą zasługą Lorny, która się tym zajęła)
Zostali zaatakowani przez zwierzoludzi. Gotrin oraz Kron podjęli ciężką walkę, wykorzystując drzewa i inne otoczenie, Lorna, pilnując kapłana ukrytego w szałasie, strzelała ze swojej procy (która po tej walce dostała miano sławnej) również ukryta.
Walka była trudna. Ale ciekawa. Wojownicy walczyli jak zasiekli, siekając toporem i miażdżąc korbaczem, czasem po dwóch przeciwników naraz. Lorna wybijała ze swojej miotającej broni słabsze osobniki, Ungory, a gdy straciła już słabe cele w zasięgu strzały, przestawiła się na Gory, wspomagając Drake i Gotrina. Był też jeden Bestigor, którego zabili wojownicy.
Walka była naprawdę dynamiczna, ciężka i dobra. I działa się w nocy, przy niewielkim oświetleniu. Ale poradzili sobie, choć o ile dobrze pamiętam, jeden P.P. został stracony.

Nad ranem ruszyli dalej.
Doszli do polanki, na której stał wysoki głaz, na kopcu z czaszek. Wokół niego kręcił się wielki i przerażający zwierzoczłowiek. W rękach trzymał wielgaśny topór, a do pasa miał dopięty róg. Drużyna skryła się w lesie i rozpoczęła się burza mózgów.
Stwierdzili, że najlepiej by było go ustrzelić z daleka, a jak to nie zda rezultatu to będzie trzeba wyciągnąć ostrza. Krasnolud oraz Lorna zaczęli strzelać. Pierwsze bełty oraz kamienie nie dosięgły celu. Gazk Krwaworogi, bo tak nazywał się strażnik, nie zorientował się jednak co się dzieje. Następna salwa dosięgła już celu. Dysk Lorny „zmiękczył” wroga, bełt Gotrina uszkodził wartownika, a następny pocisk kobiety zakończył żywot Gazka. Super. Gdyby zorientował się, że jest atakowany, zadął by w róg a na polanę zbiegły by się wszystkie stwory z okolicy.
Ale co dalej?
W kuckach podeszli do kurhanu. Wszędzie walały się czaszki, oraz niedawno ścięte głowy. W tym Elfie i Krasnoludzkie.
Ojciec Odo powiedział, że to już tu, gdzieś tu, bardzo blisko, że czuje plugawą moc…
Trzeba było w niech kopać, przerzucać z miejsca na miejsce. Posypały się punkty obłędu.
W końcu odnaleźli kamienną płytę pokrytą mrocznymi runami. Odsunęli ją.
Oczom naszych śmiałków ukazał się ciemny korytarz opadający pod niewielkim kątem. Poszli nim z pochodniami w rękach. Na ścianach wyrzeźbione były sceny przedstawiające życie i czyny tego, kto prawdopodobnie jest tu pochowany. Korytarz rozwidlił się na dwie strony, coś na kształt litery „T”. BG. wybrali jedną z nich.
Krasnolud szedł przodem z naładowaną kuszą. Niestety. Natrafił na pułapkę. Staną na płycie, która uruchomiała żelazne kolce, wyskakujące ze ściany. Człowiek i Elf oberwali by w korpus, ale Krasnolud, pionowo upośledzony, otrzymał cios w głowę. Przeżył go, ale ledwo, ledwo. Co najważniejsze, drużyna zaczęła zdawać sobie sprawę z zagrożenia. A korytarz się skończył. Zawrócili. Poszli drugą odnoga. Ale i ta się skończyła. Kron zaczął szukać… czegokolwiek. Dotykał ścian na których wyryte były czaszki i sceny z walk „Kazrona Krwiopluja”. Nacisną jedną z czaszek i ściana ustąpiła ukazując korytarz skręcający pod kątem około 45 stopni.
Jak się okazał, z drugiej odnogi, również można było odnaleźć podobny korytarz. Oba łączyły się w coś na kształt trójkąta, z którego, na jednym stożku wychodziły prostopadłe, nie długie odnogi oraz przejście. Z tych odnóg usłyszeli jakieś chlupotanie. Z każdego korytarza wyłoniły się Krwawi Potępieńcy, zbudowani tylko z krwi. Wystrzeliwali krwawe macki w swoich wrogów. Tzn. w Gotrina i Drake, którzy zaczęli z nimi walczyć, podczas gdy Lorna skryła się w sąsiednim pomieszczeniu.
Pomieszczenie to, zbudowane na kształt trójkąta (znowu) w swoim centrów posiadało fontannę, zbudowaną z filaru, na którym spoczywały cztery czaszki a z ich szczęk spływała krew do zbiornika.
Walka z krwawymi potępieńcami nie była trudna, nikt nie stracił P.P. ale troszkę uszczupliła żywotność śmiałków.
Drużyna postanowiła zniszczyć fontannę, ale gdy tylko „naruszyli” krew w zbiorniku, czaszki zaczęły wirować i oblewać wszystkich i wszystko zatrutą krwią. Każdy kontakt z cieczą wymagał udanego testu Odporności. Nie udany oznaczał stratę jednego punktu żywotności, bez uwzględnienia pancerza i wytrzymałości.
Jakoś udało się zniszczyć fontannę, ale przejścia dalej nie było.
Drake, swoim starym sposobem, zaczął obmacywać ściany. Udało mu się. Odkrył tajemne przejście po drugiej stronię fontanny.
Za przejściem znajdowało się prostokątne pomieszczenie w którym znajdował się posąg Khorna siedzącego na tronie czaszek.
Z sali odchodziły dwa korytarze, prowadzące do dwóch sal.
Jedna z nich okazała się komnatą z trofeami, którą drużyna zaczęła przeszukiwać. Zabrali stamtąd parę rzeczy, miedzy innymi krasnoludzką chorągiew, zniszczony czepiec kolczy, który nałożył Drake, hełm zdobiony łbem zwierzoczłeka i jeszcze kilka bibelotów.
W drugim pomieszczeniu stał sarkofag z ciężką, kamienną płytą. Sarkofag stał w sadzawce krwi, tej samej, trującej, która była przy fontannie. Wiedzieli, że muszą odsunąć wieko, ale nikomu nie uśmiechało się wchodzić do krwi, mimo, że sięgała do kolan (Krasnoludowi trochę wyżej)
Lorna wpadła na pomysł, aby przedmioty, zbroje i inne takie z sali z trofeami powrzucać do sadzawki i na nich stanąć. To był bardzo dobry pomysł, więc tak zrobili.
Wieko było cholernie ciężkie, ale po kilku próbach udało im się je odsunąć.
W środku leżał mężczyzna w czarnej zbroi z mieczem ułożonym koło ciała. Bohaterowie przygotowali się do walki z nim, jednak wojownik naprawdę okazał się martwy i nie wstał. Na szyi spoczywał mu mosiężny czerep. Zabrali go, a wieko na w razie czego zasunęli. Mądrze.
Ojciec Odo powiedział, żeby nikt go w żadnym wypadku nie zakładał na szyje. Najlepiej go schować. Wspólnie zdecydowali, że w swoim plecaku będzie niósł go Gommerson. Jako krasnolud powinien być najbardziej uodporniony na czarne moce.

Teraz trzeba powrócić do Middenheim.
Drużyna bohaterów ostrożnie opuściła sarkofag. Włazu do niego już nie zamknęli. Nie mądrze.
Ruszyli dalej.
Przedzierali się przez las. Nastała noc. Znów rozbili ciekawy, niewidoczny obóz. Drake spał na drzewie, Lorna z kapłanem w ziemiance zbudowanej z drzewa i gałęzi. Wszyscy się krzątali, aż nagle Drake zauważył, że mosiężna czaszka leży obok plecaka Gotrina. Ochrzanił krasnoluda za to, że ją wyjął, ten nie był dłużny, zaprzeczył i zarzucił człowiekowi, że grzebał mu w plecaku. Sytuacje uratowała Lorna, która podejrzewała, że artefakt działa na umysły. Czaszka została schowana powrotem. Wszyscy (za wyjątkiem Ulrykanina) pełnili warty po kolei.
Pierwszą wzięła Lorna. Potem obudziła Drake a sama się położyła. Drake jednak nie wstał i usnął powrotem.
Lorna, przez sen usłyszała jakieś krzątanie się, a potem poczuła, że ktoś koło niej przechodzi. Uniosła się cicho i dostrzegła niewielką postać przechodzącą przez ich obóz. Rozejrzała się. Nikogo więcej nie widziała, ale obawiała się, że jak się podniesie, to ktoś skrywający się w ciemnościach może ją zauważyć. Zaryzykowała. Nic się nie stało, a niska postać jej nie zauważyła. Podeszła do niej i rozpoznała krasnoluda. Gotrin miał na szyi łańcuch z mosiężnym czerepem. Obudziła szybko Drake i obezwładnili Gotrina, który nie robił żadnych trudności. Był jak zahipnotyzowany.
Obudzili go, a ten nie wiedział co się dzieje i gdzie jest.
Nad ranem dowództwo przejęła Lorna. Drakowi nie można ufać, ponieważ usnął na warcie, a Gotrin wpadł pod władanie mrocznego artefaktu.
Dalej przedzierali się przez las. Jakaś gałąź zahaczyła o plecak nowej dowódczyni i rozerwała go a plugawa czaszka, zupełnym przypadkiem wyleciała. Lorna naprawiła swój plecak i ruszyli dalej.
Nagle z czaszki która w zupełnie naturalnych okolicznościach znów się wydostała wydostał się przeraźliwy ryk. Głośny i stawiający włosy na karku. Gdzieś z głębi lasu dobiegł ich odzew. Czaszka wysłała Zew. Drużyna miała dwie opcję. Albo przygotować się do obrony, albo zwiększyć tempo marszu. Wybrali tą druga opcję a Ojciec Odo, który ze względu na swoją ślepotę nie mógł biec przez las został niesiony przez Drake.
Po jakiejś godzinie zostali zaatakowani, przez dużą, bardzo dużą watahę zwierzoludzi. Ojciec Odo został rzucony na ziemię i razem z czaszką przykryty plecakami, kocami i pałatkami. Obok niego stała Lorna a flanek mieli bronić wojownicy. Zwierzoludzi było jednak za dużo i szybko dopadli Lorne, która nie mogła już strzelać, więc zaczęła ramie w ramię z Gotrinem walczyć, używając kija.
Walka była trudna. Lornie i Gotrinowi trafiły się dwa Bestigory wspierane Gorami i Ungorami. Kilka metrów dalej Drake męczył się tylko ze stworami o mniejszych rogach.
Drużyna powoli została spychana i rozgramiana, a zwierzoludzie okazały się tym razem ciężkim przeciwnikiem. Wpadli na pomysł, że jak już będzie bardzo krytycznie, to Lorna biegnie w jedną stronę a Gotrin w drugą, przy czym Gotrin będzie dął w róg zabrany strażnikowi grobowca.
To mógł być dobry sposób, ale na krótko. Po takim manewrze Ojciec Odo i Drake zostali by sami, bez pewności, że stwory się na nich nie rzuca a sygnał z rogu mógł ściągnąć jeszcze więcej wrogów.
Tak się jednak nie stało.
Drużyna usłyszała potężny huk, a czaszka Gora z którym walczył Drake rozleciała się na kawałki. Następny przeciwnik wojownika dostał dwoma małymi bełtami w głowę i padł martwy na ziemie. Po chwili pojawił się mężczyzna z dwuręcznym toporem w płytowej zbroi. Lorna i Drake dostrzegli, że jakiś mężczyzna na koniu przebił lanca jednego z wrogów, po czym z siadł z konia i ruszył do walki z dwuręcznym mieczem. Również w płycie. Za nim biegł łysiejący grubasek z mieczem jednoręcznym w ręku.
Wspomogli drużynę i walka dobiegła końca.
Okazało się, że to członkowie Ordo-Fidelis, których spotkali już, szukając mordercy Ojca Mortena, oraz, że byli na Grobię Gerharda Kroena, jednego z ich członków, który został zabity przez Snikkita Czarne Ostrze.
Dowódcą okazał się Matthias Hoffer, grubasek to Ulrich Fischer a Drakowi pomagał Jakob Bauer, który na twarzy ma bardzo dużo blizn. Okazało się, że Łowcy Czarownic szli tropem drużyny, ponieważ ta o nich parę razy pytała i odwiedziła na cmentarzu jednego z nich. Łowcy zauważyli czaszkę, która leżała na ziemi. Nie spodobała się im. Ogólnie rozmowa nie była najmilsza, ale całe szczęście do walki nie doszło.
Członkowie Ordo-Fideli odprowadzili ekipę do miasta, prosząc, aby nikomu o nich nie wspominali.

Brudni, zakrwawieni krwią swoja i nie tylko, dotarli do świątyni Ulryka. Przekazali niebezpieczny ładunek Ojcowi Ranulfowi, który schował czerep do runicznej skrzyni. BG dostali po lampce wina, a Ojciec Odo poprosił o wodę…
Chwilę porozmawiali z rudobrodym kapłanem, po czym usłyszeli trzask rozbijanego szkła.
Ojciec Odo padł na ziemię w bolesnych konwulsjach a jego ciało zaczęło mutować.
Zamienił się w pomiot chaosu.
Zabili go.
Okazało się, że po świątyni biega jeszcze więcej mutantów. Drużyna za nimi ruszyła, za wyjątkiem Lorny, która chciała runiczną skrzynie wrzucić do świętego ognia Ulryka. Zrobiła tak. Modlący się tam wojownicy wyrzucili szybko skrzynię, która prawię zgasiła płomień, a potem rzucili się na Lornę. Zaszlachtowali by ją, gdyby nie interwencja Ojca Ranulfa.
Mutantów okazało się trzech.
Wszyscy, którzy byli świadkami zdarzenia mieli zebrać się w świątynnej kuchni. Krótkie dochodzenie wykazało, że cała czwórka zmutowanych mężczyzn piła wodę ze świątynnej studni.
Woda, okazała się zatruta (zginął przy tym jeden szczur doświadczalny).
Ojciec Ranulf oraz bohaterowie, zostali wezwani do głównego kapłana świątyni Ulryka, który pełnił tą funkcję na czas nieobecności Ar-Ulryka, który razem z grafem Borysem Todbringerem wyruszyli w pogoń za niedobitkami armii Archaona.

Klaus Liebnitz to postawny, stalowooki mężczyzna w liberii Ulryka. Na piersi spoczywał mu srebrny wisior w kształcie głowy wilka na tle dwóch skrzyżowanych toporów.

Arcykapłan pogratulował bohaterom szybkiej reakcji na mutantów w świątyni oraz znalezienie sprawcy mordu Sigmaryckiego kapłana. Podziękował również, za dostarczenie przeklętej relikwii do świątyni. Poprosił ich o dyskrecję, ponieważ nikt nie może się dowiedzieć, że na terenie największej świątyni w mieście doszło do tak przykrego incydentu.
Wypłacił również po 10zk. I poprosił, aby zajęli się tymi mutacjami, ponieważ nie ulega wątpliwości, że zatrucie studni było sabotażem, a tylko czekać jak reszta będzie zatruta, a fala mutantów w mieście nie jest wskazana, szczególnie w dzisiejszych czasach.
Cóż, tak ważnej figurze nie wolno odmówić.

Studni w mieście jest wiele. Dlatego gdy grupa opuściła świątynię, zastanawiali się, jak podejść do tego zadania.
Skontaktowali się z nimi ich niedawno poznani znajomi , wybawiciele z Ordo-Fidelis. Ci wiedzieli, że coś się stało w świątyni Ulryka, nie wiedzieli jednak co. Zespół powiedział im co się stało i co mają teraz zrobić. Łowców ta informacja bardzo zaniepokoiła. Zaoferowali swoją pomoc. Gotrin wpadł na pomysł, że truciciele najprawdopodobniej uderza tam, gdzie studnia dostarcza wody największej ilości ludzi. Tam, gdzie zebrali się uchodźcy. Ale pewności nie było. Dlatego Ordo-Fidelis miało pilnować najwięcej używanych studni na północnej a bohaterowie na południowej części miasta.

Tak też zrobili. Drak i Gotrin przyczaili się gdzieś w ciemnej uliczce, z której mieli widok na studnię (Lorna poszła już spać, ponieważ rano wstawał wcześnie do pracy)
Miną ich patrol straży, który sobie śpiewał i zataczał się.
Potem jakaś zakapturzona postać podeszła do studni, rozejrzała się i przesypała z sakiewki do wody mieniący się na zielono proszek. Strzał z kuszy Gotrina chybił, więc Drake rzucił się za uciekającym przeciwnikiem. Dopadł go, związał zaciągnął powrotem. Miał tu czekać na Gotrina, który popędził (a jest to naprawdę bardzo szybki krasnolud) do komendanta Schutzmanna. Ten spał. Tamten go obudził. Ten się wkurwił. Tamtemu wybaczył. Komendant wypisał krasnoludowi zaświadczenie, że jest chwilowo pełnoprawnym członkiem straży, po czym się ubrał i wyszedł aby zabezpieczyć zatrutą studnię. A raczej, żeby odnaleźć pijanych strażników i im kazać zabezpieczyć wodopój.
Gotrin wrócił do Drake, który torturował kultystę. Ten powiedział, że ich baza jest w opuszczonym magazynie. Poszli tam, grożąc, że jeżeli kłamię, lub to pułapka, to go zabiją.
Magazyn był pusty. Ale pod beczkami ział otwór ze schodami…

Na tym na razie się skończyło. Na następnej sesji bohaterowie zejdą pewnie na dół.
Co do gry.
Bardzo fajnie. Bez większych uwag. Nawet Drake zaczął myśleć i się wczuwać. Nie robi już wszystkiego siłą i powoli odzwyczaja się od Kurgan.
Całkiem nieźle, gratuluje. Oby tak dalej, lub jeszcze lepiej.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anton dnia Pią 12:58, 05 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Prywatne forum WFRP Strona Główna -> Ścieżki Przeklętych Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
BBTech Template by © 2003-04 MDesign
Regulamin