Forum Prywatne forum WFRP Strona Główna
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Forum Prywatne forum WFRP Strona Główna  Zaloguj  Rejestracja
Panika na ulicach;Próba Ognia;Szlak zepsucia;Prawda

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Prywatne forum WFRP Strona Główna -> Ścieżki Przeklętych
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Anton
Mistrz Zakonny



Dołączył: 05 Paź 2006
Posty: 290
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stary Świat

PostWysłany: Śro 12:26, 07 Sty 2009    Temat postu: Panika na ulicach;Próba Ognia;Szlak zepsucia;Prawda

Drużyna zeszła po kamiennych schodach na dół.
Prowadził Gotrin Gommerson.
Na dole, w krótkim korytarzu, natrafili na przeszkodę.
Barykada składała się z poprzewracanych stołów, łóżka (pryczy) oraz innych starych mebli. Za barykadą stało pięciu ludzi, którzy ostrzeżeni światłem niesionym przez bohaterów przygotowali kusze i zaczęli ostrzał.
Zaczęła się ostra walka. Lorna, jak zwykle wymiatała ze swojej procy, uszkadzając a później zabijając dwóch kultystów. Drake oraz Gotrin, pod osłoną tarcz zbliżali się do barykady, która okazała się za duża, aby można było związać się walką wręcz. Trzeba było ją rozwalić. Przeciwnicy cały czas razili bełtami ze swoich kusz, wojownicy przesuwali barykady i robili wyłomy, a Lorna strzelała do każdego kto próbował się wychylić aby razić pociskami najeźdźców.
Zapora w końcu została przerwana i wojownicy jeden po drugim wślizgiwali się do środka. Obrońcy związali się walką, a reszta im pomagała. Lorna widząc, że nie ma już w kogo strzelać, również dołączyła do walki. Zauważyła, że jest jeszcze jeden przeciwnik. Ten stał trochę z boku, mamrotał coś pod nosem a dłonie składał w dziwne gesty. Rzucił czar na Drake, jednak ten okazał się na niego nie podatny. Lorna instynktownie zareagowała i nie pozwoliła czarodziejowi na złożenie drugiego zaklęcia. Wybiła mu je z głowy. Dosłownie, kulka z jej procy roztrzaskała głowę czarnoksiężnika.
Pozostali przy życiu kultyści, widząc, że ich szef padł, stracili zapał do walki i szybko zostali wybici.
Przyszła pora na eksploatacje tajnej bazy kultystów.
Przy czarnoksiężniku odnaleźli książkę, dużą, oprawioną w skórę. Jednak nikt nie potrafił czytać. Na wszelki wypadek ją wzięli.
Książka (jak okazało się później) to „ Liber Mutandis” wpisana na listę ksiąg zakazanych.
Na ścianach wymalowane i wyryte były różne symbole, których nikt nie potrafił rozpoznać, a później nawet sobie ich przypomnieć. Odnaleźli też kilka sztuk skaveńskiej broni, której nie wzięli oraz beczułkę z połyskującym na zielono proszkiem. Spaczeniem. Beczułkę wzięli.
Czas na powrót. Gdy wyszli z podziemi i szli przez miasto na ulice wylęgli ludzie. Okazało się, że po alejach biegają mutanci a co poniektóre budynki płoną. Co i rusz, wojsko lub straż miejska zabiją jakiegoś mutanta. Śmiałkowie próbowali nie rzucać się w oczy. Jednak, koło jednego z płonących domów, zebrała się gromada ludzi pastwiąca się nad jednym z mutantów. Jednakże, udany test spostrzegawczości ujawnił, że pobity mutant ma do głowy tylko przywiązane rogi. Tłuszcza złapała mężczyznę, który był lichwiarzem, a ludzi winni mu byli pieniądze. Więc wykombinowali sobie, że jeżeli go zabiją, a nadarzyła się do tego okazja, to ich długi będą anulowane.
Niestety nie wyszedł im ten niecny plan, ponieważ Drake go uratował, turbując oprawców. Ci uciekli, ale straż miejska, która zauważyła jak Drake bije niewinnych ludzi się przyczepiła.
Strażnicy nie byli sympatyczni i aresztowali bohaterów. Nawet list Gotrina od komendanta Schutzmanna, nie pomógł. Zamiast tego został podarty przez strażników. Jeszcze jedno niewłaściwe słowo i rozpętała by się awantura z użyciem broni. A w awanturze tej, bohaterowie raczej ponieśli by klęskę.
Całe szczęście, po krótkiej chwili Ulrykanie na koniach, pod dowództwem Klausa Liebnitza dotarli do grupy. Arcykapłan rozkazał strażnikom uwolnić drużynę. Ci, mimo, że nie chętnie, musieli to zrobić.
Liebnizt od eskortował bohaterów do świątyni, odbierając zakazaną księgę oraz beczułkę spaczenia.
W świątyni polecono gierojom i jednej gierojce zostawić maksymalnie dużo ekwipunku, nawet z ubraniami, ponieważ mogą być one spaczone. Tak też zrobili. Niestety, zamiast wyczekiwanej kąpieli oraz nagród zostali wtrąceni do celi…

Cela, wykuta w litej skale miała dwie piętrowe prycze i solidne drzwi. Gracze zaczęli szukać sposobu aby z niej uciec. Ciężko było. Wpadli jednak na pomysł, aby rozmontować łóżko, ukrytym sztyletem (miała go Lorna) podważyli blokadę zamka i kawałkiem drutu z pryczy zaczęli grzebać w mechanizmie. Udało się Gotrinowi, co wzbudziło ogólną salwę śmiechu (rzut 01, a to w końcu Krasnolud z najmniejszą zręcznością)

Z celi obok wypuścili dwóch podejrzanych typków. Jeden z nich, człowiek o podejrzanej aparycji i imieniu Gamnon oraz drugi, Niziołek o dźwięcznym imieniu Peritt Bernson.
W następnej celi drużyna odnalazła ciężko pobitego Matthiasa Hoffera. Lorna udzieliła mu pierwszej pomocy, i gdy tylko Łowca Czarownic odzyskał przytomność powiedział:

„Schwytali Bauera… Gdy szukaliśmy tych… Trucicieli… Odkrył gniazdo kultystów w pobliżu… Bramy północnej… W piwnicy… „Pod Mieczem i Korbaczem”… Ich znak to… Zakrwawiona czaszka… Tam była księga… Straż… Straż go zgarnęła…”

Hoffer poprosił bohaterów, aby udali się z nim do świątyni Sigmara. Gamnon zabrał ze sobą pryczę (którą później sprzedał)
Zadanie wydawało się trudne, ponieważ najpierw trzeba było wyjść z lochów świątyni Ulryka. Tylko się wydawało. Jedynym problemem był gruby strażnik, którego łatwo dało się obezwładnić. Później w zbrojowni wydano im cały ekwipunek. Najwyraźniej mało kto wiedział, że Klaus Liebnitz pojmał drużynę, która wśród członków świątyni była znana i w miarę poważana.

Dotarli do świątyni Sigmara i Hofferem na ramieniu. Świątynia była oblegana przez tłum, a jak wiadomo tłum jest głupi w tłumie. Krzyczał coś w stylu „SPALIĆ HERETYKA!” „WYDAĆ GO!” i tym podobne.
Dowiedzieli się, że ponoć w świątyni Sigmara ukrywa się wyznawca chaosu. Do świątyni normalną drogą nie można było się dostać. Strach się było nawet przyznać, że jest się Sigmarytą, aby nie zostać zlinczowanym.

Hoffer zaprowadził drużynę gdzieś w ciemną uliczkę, gdzie przy jakiś zapuszczonych drzwiach stało dwóch mężczyzn. Hoffer ich znał. Za drzwiami znajdowało się tajne przejście do świątyni. Nim przeszli.

W świątyni spotkali Ulricha Fischera oraz arcykanonika Wernera Stolza.
Werner Stolz to żwawy 60-latek, mówiący cicho ale stanowczo.
Pogratulował drużynie zdobycia Mosiężnego Czerepu, wybicia skavenów oraz przyniesienia ikony Sigmara. Przedstawił też nienajlepszą sytuację. Powiedział, że trzeba pomóc Bauerowi, ale nie siłą, ponieważ to doprowadził by do rozlewu krwi. Rozlewu krwi wielu, wielu ludzi. Sytuacja jest napięta i może dojść do wojny domowej, do podziału imperium. Trzeba zrobić tak, aby Łowca został uznany za niewinnego. Stolz wierzy w niewinność Bauera, jednakże jego słowo nie wiele znaczy w Middenheim. A Bauerowi grozi stos.
Dodatkowo, jeżeli Łowca zostanie skazany, wina spadnie na całe Ordo-Fidelis, a zatem na zakon Sigmara. Ulrykanie z dziką radością rzucą się na Sigmarytów, nie tylko w Middenheim, ale wszędzie.
Stolz stwierdził, że Hoffer i Fischer zbytnio zwracają na siebię uwagę, dlatego bohaterowie muszą iść sami. Iść do gospody „Pod Mieczem i Korbaczem” gdzie był Bauer i spróbować znaleźć wszelkie dowody niewinności.

W karczmie „Pod Mieczem i Korbaczem” nie było krzeseł ani stołów. Właścicielowi, Gerhardowi Hellerowi odechciało się już naprawiać meble po codziennych burdach.
W środku stało i popijało piwko tuzin strażników miejskich oraz kilku najemników.
Były też drzwi w bocznej ścianie. Drake i Peritt chcieli przez nie przejść, jednak szynkarz zabronił im tam wchodzić, ponieważ są tam pomieszczenia służbowe.
Trzeba było jakoś zająć uwagę karczmarza i gości.
Niziołek zaczął grać w kości z Gerhardem Hellerem. Przegrał swoje ciasteczka i kiełbaskę (z tą kiełbaska to nie jestem pewien)
Jednak to zbytnio nie odwróciło uwagi klienteli.
Zaczęło się więc stawianie wszystkim kolejek, z nadzieją, że się szybko upiją. Nie szło to najlepiej, strażnicy, pili, owszem, ale upić się jakoś nie mieli ochoty.
Bernson nagle wykrzykną: „Kolejka dla wszystkich! Mój kolega ma dziś wieczór kawalerski!”
Zaczęło się świętowanie. Jeden ze strażników wybiegł na ulicę i przyprowadził dziwkę dla Drake. Ten bardzo się ucieszył, ale nie miał gdzie z niej skorzystać. Gerhard Heller ulitował się nad nieszczęśnikiem, który zaraz miał kończyć swój wesoły żywot (w końcu się żenił) i pozwolił zabrać mu ją na górę.

Za drzwiami były schody prowadzące w górę i w dół.
Drake zabrał kobietę na górę i zamiast z niej skorzystać, zaczął przeszukiwać pomieszczenia. Musiał jej jeszcze zapłacić za milczenie.
Znalazł schowek, w którym były obrusy i meble, w innym pomieszczeniu znajdowały się połamane stoły, krzesła itd. oraz niewielki warsztacik na którym karczmarz to wszystko naprawia.
Był też pokój, w którym łóżko, stół i krzesła były na suficie a żyrandol na podłodze.
To tak zwany pijany pokój, do którego wrzuca się „nowego” który za dużo sobie popił. Gdy rano się budzi, ma niespodziankę, podczas gdy inni obserwują go przez ukryte dziury w ścianie.
Był jeszcze jeden pokój, jednak zamknięty, a wywarzenie drzwi było by za głośne.
Drake wrócił po Peritta i odstawił kobietę. Jakoś udało im się przedostać na górę. Niziołek szukał czegoś czym mógł by otworzyć zamknięty pokój. Nic nie znalazł. Zastawili, zabarykadowali więc drzwi na dole a te na górze otworzył Drake po swojemu. Kopniakiem…
Pokój ten należał do szynkarza. Stał stolik, łóżko, szafka, kuferek. Rozwalili zamek i zajrzeli do kuferka. Znaleźli ponad 50 koron i ukradli je.
Nie ładnie, nie ładnie.
Zaszli schodami na dół do piwnicy. Piwnica była nie duża i mieściła od cholery beczek. Część pusta, część napełniona. Znaleźli też skrzynkę z Burbonem, i po kilka butelek schowali do plecaków.
Przestawiali beczki, ponieważ doświadczenie im podpowiadało, że gdzieś jest tajne przejście. Nie mylili się. Stalowa drabina prowadziła w dół.
Na dole, ściany miał znak zakrwawionej czaszki. Wyszli z przejścia i od razu zostali zaatakowani przez dwa mutanty. Jeden z nich miał metaliczne ciało a drugi podobny był do wilkołaka.
Drake wziął oba na siebie, podczas gdy Peritt ostrzeliwał przeciwników z procy. Krótko ostrzeliwał, bo za duże ryzyko było trafienie człowieka. Tak więc Niziołek tylko stał i się przyglądał, a Drake zbierał cięgi. Ale w końcu wszystkich zabił. Bernson do niego podszedł i rzekł:
„No to żeśmy im dojebali…”
W komnacie znajdował się ołtarz boga krwi, pulpit na księgę z odciętym łańcuchem oraz ślady krwi.
W innej sali była żelazna klatka a w niej pobity, młody chłopak.
Jak się okazał, chłopak to Johann Opfer. Miał zostać złożony w ofierze, ale Bauer go uratował. Tzn. pokrzyżował plany. Opferr był za słaby, żeby wołać o pomoc Łowcę, a Bauer, obolały i ranny nie zauważył wejścia do innej komnaty. Tak czy inaczej, Opfer jest światkiem, który widział, że Bauer jest niewinny.

Dotarli do świątyni Sigmara. Tam strażnicy im powiedzieli, że arcykanonik Werner Stolz razem ze świtą poszedł na Plac Broni, gdzie zaczyna się publiczna rozprawa Jakoba Bauera.
Drake, Peritt oraz Opfer popędzili tam.
Przed placem broni musieli trochę zwolnić, ponieważ tłumy wokół ogrodzonego i strzeżonego placu przeciskały się, aby zobaczyć proces. Stos był już przygotowany. Drake został zaatakowany przez małego pieska, który pomylił jego nogę z suczką.
Jacyś ludzie sprzedawali małe słomiane figurki heretyków na stosie, dla dzieci, aby też mogły sobie popalić.
Werner Stolz siedział w wielgaśnym namiocie, właściwie to nawet pod baldachimem, na krzesełkach poustawianych dla ważnych osobistości. Bohaterowie mieli problem aby się do niego dostać, jednak po kilku próbach, przekonali strażników, i skontaktowali się z Sigmarytą.
Przekazli mu Opfera… ten powiedział im, że prawdopodobnie będą wezwani na światków a Johanna przedstawić chce sam.

Rozpoczął się proces, którego nie będę opisywał, ponieważ tyle się wydarzyło, że ho ho.
Drake, Karol, wcielił się w rolę Johanna Opfera oraz Jakoba Bauera. Perittowi, Jackowi, przypadł w udziale arcykanonik Werner Stolz. Ja odgrywałem resztę. Jak zawsze zresztą.
Rozprawa była bardzo ciekawa i fajne. Fajnie się odgrywało, nawet Karol sobie w miarę poradził.
Padały różne argumenty. Nie będę ich przytaczał. Mam nadzieje, że za jakiś czas zrobił by to Jacek, pewnie więcej pamięta.
Okazało się, że Arcykapłan, Klaus Liebnitz jest w posiadaniu relikwii Sigmara. Tego samego obrazka, który bohaterowie przynieśli do Middenheim na początku ich przygody.
Obrazek nie ma oczywiście ramy, ale za to ma co innego. Na odwrocie wymalowaną czerwoną czaszkę.
Tłum oszalał. Chciał zabić heretyka a na dodatek rzucił się na Sigmarytów. Ci nie byli jak te owce, i zaczęło się piekło na ziemi. Ulrich Schutzman, który pod nieobecność Grafa Borysa Todbringera pełnił jego obowiązki, oraz był przewodniczącym składu sędziowskiego, nakazał przenieść rozprawę do pałacu a wojsku i straży rozpędzić tłum i zakończyć zamieszki.
Ikona została wystawiona na widok publiczny.
Arcykanonik poklócił się z Arcykapłanem. Kłótnie sprowokował Liebnitz, a Stolz głupio w nią zabrną i rzucił się z rękami na Ulrykanina. Całe szczęście szybko ich rozdzielono.
Pałac został podzielony na dwie części. Jedna dla Sigmarytów, druga dla Ulrykan. Komendant nakazał wszystkim udać się do pokoi i zabronił komukolwiek, nawet głównym kapłanom opuszczać swoje terytorium. Ogłosił też godzinę policyjną w całym mieście. Strażnicy robili wszystko co mogli, aby ograniczyć i zakończyć zamieszki.
Gdyby bohaterowie nie odnaleźli Opfera, Jakob Bauer pewnie by już płoną…

Do pokoi naszych dzielnych śmiałków zapukał odjciec Ranulf. Ulrykanin przedarł się przez straż i przyszedł do Sigmarytów. Miał przy sobie skrzynię, którą zabrał z komnaty Klausa Liebnitza. Powiedział, że dziwi się, że jego Mistrz jeszcze nie zniszczył plugawego artefaktu. Poprosił drużynę, aby udali się ze skrzynką do Collegium Theologica, do profesora Alberechta Zweistena. On będzie wiedział jak zniszczyć artefakt, a trzeba to zrobić jak najszybciej. Bohaterom oczywiście nie podobał się pomysł łamania ciszy nocnej i narażania się Schutzmannowi, jednak poszli. Wymknęli się straży i po jakimś czasie dotarli na uniwersytet.
Tam użerali się z woźnymi, ochroniarzami. Musieli ich przekonać, że nie są żakami, którzy są naturalnym wrogiem woźnych. Po krótkiej chwili udało się.
Dotarli do pokoju profesora Alberechta Zweistena. Profesor to około 30-letni mężczyzna z potarganą burzą włosów. Przyjął bohaterów, przeczytał list od ojca Ranulfa i zaczął oglądać skrzynię z każdej strony, zaglądając do wielkich ksiąg i powtarzając co chwilę „Fascynujące…”
W końcu otworzył skrzynię. A w niej…

Znajdowała się głowa Johanna Opfera…

Zastanawiające. Zaczęła się burza mózgów. Profesor rozpoznał tego człowieka. Wiedział, że zeznawał na rozprawie Jakoba Bauera. Podejrzewał, że głowę schował tu pewnie Klaus Liebnitz, ponieważ Opfer był mu niewygodny. Czaszki nie było w skrzyni, co oznaczało, że była gdzie indziej (jakie to błyskotliwe). Skoro Liebnitz był ostatnim posiadaczem Mosiężnej Czaszki, tak więc pewnie jest ona u niego nadal. A skoro wyjął ją ze skrzyni, będzie chciał jej pewnie użyć.

Drużyna (w składzie Drake i Peritta wspomagana chwilowo przez profesora) udała się do pałacu. Tam poprosili Zweistena aby obudził komendanta Schutzmanna, a oni sami (cwaniaki) obudzili ojca Ranulfa i arcykanonika Stolza.
Komendant wkurwił się nieprzeciętnie, że go ciągle budzą (co w przypadku drużyny jest nagminne) oraz, że godzina policyjna którą nałożył, została złamana. Gdy został poinformowany, że Klaus Liebnitz jest prawdopodobnie kultystą chaosu, wyśmiał wszystkich i nie uwierzył. Mimo to zaczął zbierać swoich ludzi i ubierać się. Klaus Liebnitz, jak się okazało opuścił pałac, i według strażników, którzy nie mieli odwagi go zatrzymać, poszedł ze swoją świtą do świątyni Ulryka, aby pomodlić się i znaleźć rozwiązanie w tych trudnych czasach.
Ojciec Ranulf razem ze Stolzem poprosili BG. aby Ci jak najszybciej udali się do świątyni Ulryka, ponieważ liczy się każda sekunda, a zanim strażnicy się zbiorą to trochę czasu minie.
Nie bardzo się im to podobało, ale wykonali prośbę.

Po drodze natknęli się na kilka patroli straży, którym nie spodobali się obcy. Do tego kilkanaście minut wcześniej, strażnicy rozmawiali z kapłanem Ulryka, który polecił im strzelać do każdego nieznajomego.
Walka ze strażą była ciężka, nie dlatego, że byli dobrymi wojownikami, ale dlatego, że to straż. Nie winni ludzie. Bohaterowie starali się ich nie zabijać, niestety Drake nie wytrzymał i jeden ze strażników zakończył swój żywot.
Świątynia Ulryka była zamknięta, a wyważanie drzwi zajęło by za dużo czasu i było by na tyle głośne, że zwróciło by uwagę okolicznych patroli straży, które się kręciły. A rozbijanie drzwi świątynnych… no cóż… zakończyło by się szybką śmiercią lub procesem i stosem.
Odnaleźli jednak lekko ukruszony mór, trochę niższy i przeczekując patrol straży, wdrapali się na niego, co Drakowi zajęło więcej czasu.
Do uszy bohaterów zaczęła dobiegać jakaś pieśń dochodząca ze świątyni, jednak nie można było rozpoznać słów.
Odnaleźli drzwi.
Szli korytarze, pieśń była już dobrze słyszalna, jednak słowa nie były rozpoznawalne. Mroczna Mowa…
W korytarzu natknęli się na dwóch braci topora. Uzbrojeni w dwuręczne topory, opancerzeni w płytową zbroję z wymalowanym wizerunkiem czerwonej czaszki.
Walka.
Zwarcie przyjął na siebie Drake, podczas gdy Bernson ostrzeliwał przeciwników. Było naprawdę ciężko, ale jakoś udało się ich pokonać (nie pamiętam, czy został zużyty jakiś PP.)
Było ich dwóch. W kolejnej komnacie było pięciu. Klęczeli w kole, w środku stał Klaus Liebnizt z Mosiężnym Czerepem na szyi i twarzą wymalowaną tak, że wyglądał jak czerwona czaszka. W rękach trzymał nóż i podrzynał nim gardła swoich towarzyszy, ochlapując posadzkę krwią.
Drake i Peritt nie atakowali. Wyglądali tylko z za rogu i czekali aż Klaus popodrzyna gardła wszystkim.
Gdy ostatni z Braci Topora wyzioną ducha z artefaktu zaczął unosić się dym który powoli zaczął materializować się w krwiopusza Khorna.
Wtedy ruszyli. Zadali cios kultyście, który padł martwy na ziemię a z jego oczu, uszu i nosa zaczęła wyciekać krew, chłeptana długim jęzorem demona.
Drake przyjął wyzwanie demonicznej istoty. Walczyli. Tym razem walka nie była ciężka, aczkolwiek na pewno efektywna. Demon pozbawiony został swojej postaci w ciągu paru rund. Trzeba zaznaczyć, że Drake walczył na minimalnej, jeśli nie zerowej żywotności.
W tej samej chwili, w której demon odszedł do swojej domeny, do świątyni wbiegł komendant Schutzmann razem ze strażą, arcykanonikiem Stolzem i Ojcem Odo.
Klaus Liebnitz, śmiertelnie ranny podniósł się na łokciu a przez jego gardło przedarły się takie oto słowa:

„Głupcy! Nie złamiecie woli boga krwi. Zniszczyliście ledwie część demona. Mój czerwony pan zamkną esencję w trzech artefaktach. Xathrodox, krwawy obdzieracz nie został w pełni zniszczony. Powróci i będzie pił waszą krew!
Krew dla boga krwi!”


Klaus Liebnitz zakończył swój marny żywot.

Święty ogień Ulryka rozbłysnął, otaczając wszystkich zebranych i nie robiąc im najmniejszej krzywdy, oraz rozpływając w pył wszystko… wszystko co posiadali kultyści. W tym ich ciała, broń, zbroję, mosiężną czaszkę.
Wszyscy w świątyni usłyszeli głos:
„Ochroniliście mą świątynię i mój lud. Gdy trzeba stawić czoła prawdziwemu wrogowi, niesnaski powinny odejść na bok. Niech to znamię będzie dla was znakiem”
Drake oraz Peritt dostali stygmat na ręce. Znak jedności w kształcie wilka, który trzyma w rękach młot.

Oficjalna wersja brzmi:
Całe zamieszanie było planem agentów chaosu, którzy chcieli ze sobą skłócić imperium, dostarczając dowody winy Jakoba Bauera. Łowca zostanie uniewinniony, ale całe Ordo- Fidelis musi opuścić Middenheim i nie pokazywać się tu, przynajmniej do czasu aż ludzie zapomną o całym wydarzeniu.
Gdyby wyszło na jaw, że Klaus Liebnitz był dowódcą kultystów, Imperium znów mogło by stanąć w płomieniach. Tym razem to Sigmaryci atakowali by Ulrykan. Dlatego prawda nie może wyjść na jaw.
Klaus Liebnitz przeżył załamanie nerwowe i leczy się u kapłanek Shallyi… gdzieś w odległym szpitalu zakonnym. Jego miejsce zajmie Ojciec Ranulf.
Ikona Sigmara trafi do świątynnego skarbca, gdzieś bardzo głęboko… gdzie zostanie zapomniana.


I to tyle. Ta część przygody została zakończona. Zmienili się trochę gracze, mała rotacja nastąpiła.
Co do samej gry:
Agnieszka- grała króciutko i rzadko z powodu pracy, ale całkiem nieźle. Jej proca wymiata.
Patryk- Bardzo fajnie. Zmieniłeś postać z Bretończyka na krasnoluda. Całkiem fajnie go odgrywasz, ale powinieneś znaleźć sobie jakiś motyw przewodni swojej postaci. Nie pytaj mnie co to znaczy, bo sam nie wiem Wink
Kuba- Chyba najbardziej doświadczony z graczy. Masz pojęcie o co chodzi, wczuwasz się całkiem nieźle. Fajnie. Dwie uwagi tylko do Ciebie mam. Po pierwsze częściej graj Wink a po drugie mniej gadaj o rzeczach nie związanych z grą w trakcie sesji. Wiem, że czasem fajnie się oderwać i pośmiać, ale wszystko musi być z umiarem.
Karol- Proces odegrałeś bardzo fajnie. Reszta w porządku. Trochę za wolno się uczysz i powinieneś grać i wczuwać się bardziej. Nie jesteś już początkującym graczem. Dlatego będę wymagał od Ciebie znacznie więcej niż do tej pory. Warhammer to nie tylko rzucanie kostkami na trafienie i obrażenia i rozwijanie swoich statystyk. To przede wszystkim odgrywanie.
Jacek- No cóż. Nie masz za wiele doświadczenia, ale talentu to Ci nie brakuje. Świetnie się wczuwasz i myślisz. A to bardzo ważne. Zero uwag.

I to na razie wszystko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Prywatne forum WFRP Strona Główna -> Ścieżki Przeklętych Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
BBTech Template by © 2003-04 MDesign
Regulamin